Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/354

Ta strona została skorygowana.

się do tej kobiety, sforsować dozę owego „oddziaływania“. Zbliżył się, przemówił i czar nie prysł. Rozstał się jednak z nią na ulicy, czekając jakiegoś słowa przychylniejszego z jej strony, naznaczającego mu ponowne widzenie się. Helena, milcząc, odeszła. Podrażniony, czekał na nią nazajutrz w katakumbach. Czekał napróżno. W biurze adresowem wynalazł jej adres i przy pomocy stróża i sług, dowiedział się, iż Helena jedzie do Białej Wsi. Uprzedził ją i zapisał się do Zakładu. Helena jednak nie zamieszkała w zabudowaniu zakładowem. Siennicki wyniósł się z Zakładu i wynajął mieszkanie naprzeciw jej okien.
I odtąd przywiązał ją do siebie, jak maszynę elektryczną żywą, jak chodzący flakon opium, jak okruszynę haszyszu. Płeć jej nie istniała dlań zupełnie, nie była to kobieta, kobieta młoda, piękna, o ponętnych kształtach. Nie!... to było to, co na niego działało, w którego dotknięciu, zbliżeniu, spojrzeniu, drętwiały nagle jego rozszalałe nerwy i dawały mu sekundę spokoju, aby później szaleć jeszcze bardziej i znów drętwieć i znów się budzić, jak stado szatanów. Była to rozkosz straszna, bolesna, fatalna, zagadkowa, porażająca mu na chwilę mózg i odbierająca władzę myślenia. Było to ukojenie na mgnienie oka, na jeden błysk, na jedno westchnienie. Lecz jemu i ta minuta była drogą. Nie śmiał używać morfiny, eteryzował się tylko od czasu do czasu, lecz to, co przy Helenie odczuwał, przewyższało upojenie eterem. Ciągnął ją więc ku sobie, rzucając jej od czasu do czasu rodzaj miłosnego pół wyznania. Mówił jej: „Przy pani odżywam“. Pani jesteś mem zbawieniem. Ona słowa te chciwie chłonęła. Aby ją mieć wciąż obok siebie, zaczął wbrew swym zasadom udawać lekką