komedyę flirtu, od czasu do czasu ściskał jej rękę, lub spoglądał na nią z rodzajem tęsknoty. W tej chwili jednak dostrzegał, że Helena jest kobietą i nienawidził ją. Pożądał ją tylko nerwowo, jak istotę bezpłciową, uosobienie jakiejś nieznanej i tyranizującej go potęgi.
Kobiecie rzucał na pastwę słów kilka banalnych, kryjąc wzgardę i gniew w głębi duszy. Niemniej przeto obejść się już bez niej nie mógł, nie umiał.
I w tej chwili, siedząc tak w cieniu parku, wyciągnięty na fotelu, czując rękę Heleny na swem czole, poddawał się temu działaniu, które dziś, zwłaszcza wśród powietrza, przesiąkłego elektrycznością, było dziwnie mocne i ulgę mu przynoszące. Starał się niewidzieć owej bieli sukni kobiecej, która mimo ciemności obok niego jasną strugą się słała, przymykał oko jedno i tylko rękę czuł, z której poprzednio sam zdjął pierścionki i obrączkę, aby nic nie zdradzało ręki kobiecej. Ręka ta od czasu do czasu teraz drgała, jakby przejmując drganie jego czoła, powiek, oczu. Zniecierpliwiony, schwycił Helenę za ramię.
— Dlaczego pani drżysz? Czy nie możesz ręki spokojnie utrzymać?
Ona cofnęła ramię, milcząc.
Nie chciała mu powiedzieć, że ramię jej przejmuje mimowoli jego nerwowe skrzywienia.
— Zmęczyłam się — odparła nareszcie cichym głosem.
On wzruszył ramionami.
— Och, zapomniałem, że mam do czynienia z kobietą — wyrzekł szyderczo — egoizm wasz jest znany. Nie dla przyniesienia ulgi w cierpieniu; gdyby tu była galerya widzów, ramię twoje nie
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/355
Ta strona została skorygowana.