Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/357

Ta strona została skorygowana.

— Mówiła cierpię?
— Tak!... i to słowo jest dla mnie najstraszliwszym upiorem! Pomyśl tylko, cierpieć tam jeszcze, cierpieć tak, jak tutaj, może mieć na sobie znów jakiś worek wstrętny, tak jak nasze ciało, szamotać się w nim, czuć ciągle, bezustannie miliony szpilek, kłujących powierzchnię twej skóry, mieć na karku skorpiona, który cię gryzie i kleszczami ściska a w głowie pomiędzy mózgiem a czaszką tysiące pająków, które cię łaskoczą swemi stalowemi łapami... cierpieć i może nie mieć ani chloralu, ani eteru, ani opium, ani ciebie, błąkać się w przestworzu, łamiąc ręce i wołając, jak moja matka „cierpię“! Oto, co mnie czeka, oto, co mam przed sobą! Oto przyszłość, o której mi marzyć każe religia, na którą mam zasłużyć, dręcząc się na tym świecie, poszcząc, dając jałmużny, nie klnąc i nie pożądając żony bliźniego swego!...
Odtrącił od czoła rękę Heleny i zaczął obiema rękami targać swe długie i sklejone potem włosy.
— Kto mi powie — jęczał — kto mi powie, co mnie czeka, kto mi powie!
Głos jego nie miał echa.
Helena siedziała sama chmurna i niepewna. Te trzy tygodnie spędzone przy boku tego człowieka i ją zaczęły rzucać w przepaść przestrachu przed możliwością zgonu.
Po raz pierwszy w życiu zastanawiać się zaczęła, że każde istnienie kończy się śmiercią, że ona sama, tak jak te trupy, które oglądała w katakumbach, zaśnie i kto wie, może agonia jej przewlecze się całe lata, aż do chwili, w której ostatni pyłek zaniknie, przetworzony w kuchni natury.