Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/358

Ta strona została skorygowana.

Uczona powierzchownie religii, nie znajdowała w swych wiadomościach odpowiedzi na to pytanie. Pochwytane „po łebkach“ teorye filozoficzne wydawały się jej teraz zbitym kłębem mgły gęsiej i oddalonej. Jedynie teorya transformizmu została się jeszcze na dnie jej duszy. Lecz czyż mogła powiedzieć a nawet wyobrazić sobie, jak się taki proces odbywa i czy trup nie cierpi, nie czuje stokroć więcej, niż żywa istota.
Kto mi powie? — wołał Siennicki, wyciągając przed siebie długie, chude ręce, jak gałęzie bezlistnej wierzby, tragicznej i w noc czarną zrozpaczonej.
— Kto mi powie!...
Helena zasłoniła oczy.
— Nikt — wyrzekła — matka pana mówi „cierpię“, ale to nie ona, to ty wołasz za nią cierpię i swej skardze jej kształt nadajesz...
Siennicki szybko odwrócił się ku Helenie.
— Tak myślisz — zapytał zmienionym, prawie radosnym głosem, może masz słuszność. Może tam się nie cierpi a może (co najlepsze) nic się nie czuje! Och, gdyby tak było!... Heleno, gdyby tak było!...
Zaczął śmiać się, szlochając. Ocierał łzy frendzlami szala Heleny.
— Znów zgubiłem chustkę do nosa — wyrzekł prawie wesoło, koło mrowiska, tam, gdzie był trup ropuchy!
Zamilkł znów i po chwili dodał:
— Czy pani przypominasz sobie, jaki to był dziwny trup? Łapy rozkrzyżowane, ot, prosto ludzkie ręce, wołające ratunku, dziwny był trup, ręczę, że się będzie nam śnił...
Wiatr przeciągle zajęczał wśród krzaków.