Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/359

Ta strona została skorygowana.

— Jak się drzewa skarżą — wyrzekła Helena — nie my jedni cierpimy, wszystko cierpi dokoła nas...
Lecz on szybko jej przerwał.
— Nikt nie cierpi chyba tyle, ile ja — wyrzekł — nikt, większa suma cierpień byłaby niepodobną do zniesienia...
Nagle schwycił ramię Heleny i ku sobie ją przyciągnął.
— Ciemno jest — skarżył się — nie widzę twych oczów, moja uzdrowicielko, ręka twoja już na mnie nie działa, chciałbym spróbować innego eksperymentu!
Helena próbowała się bronić.
— Czego pan chcesz jeszcze? — zawołała — widzę, iż rzeczywiście uspakajasz się przy mnie, dlatego bez oporu idę za tobą, kładąc ci rękę na czole, lecz nie wymagaj nic więcej odemnie, będę zmuszona bowiem zerwać naszą... przyjaźń a uczynię to... możesz być tego pewnym...
Lecz on z nadzwyczajną siłą przytrzymywał ją przy sobie.
— Zerwać? — powtórzył — zerwać ze mną, oddalić się, to niepodobna, połączył nas łańcuch nerwów i nie wiesz chyba, że jest to łańcuch nierozerwalny i silniejszy, niż śmierć. Drżysz, widzisz, tak jak ty na mnie, tak ja oddziaływałem na ciebie... Och, uspokój się, nie jestem dla ciebie mężczyzną, ty dla mnie nie jesteś kobietą, jesteśmy istotami bez płci i zmysłów, jesteśmy dwojgiem potworów, które nigdy nie zaznają rozkoszy pieszczoty, lecz nawzajem, my dwoje, ty i ja, dopełniamy się w szaleństwie naszych nerwów i tak jak ty zbliżeniem twojem, spojrzeniem, dotknięciem, paraliżujesz na mgnienie oka mózg i nerwy moje, tak samo i ja niedługo niezbędny ci będę, bo gdybyś