Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/365

Ta strona została skorygowana.

okryła nagle umysły mężczyzn. I młode te ciała chylić się poczęły ku ziemi, przygniecione nagle czarną masą cierpienia. Miłość zaczęła powoli wygasać i nie widziano już gimnazistów, rumieniących się na wzmiankę o przyjaciółce siostry. Dzieci te, zdruzgotane neurastenią, z przekrwionym mózgiem, z obolałą głową, z sercem kołaczącem się gwałtownie wśród zapadłej klatki piersiowej, pochylały się nad masą książek, z których starały się wyssać, jak najszybciej i najprędzej jak najwięcej wiedzy. Aż wreszcie cała ta armia, pędzona w dal, w takt muzyki rozszalałych nerwów, przypadła do stóp lekarzy, żądając ratunku, ukojenia tej jakiejś tajemniczej siły, która „na zewnątrz“ zdawała się szarpać nimi, chłostać i z ostatnich sił odzierać.
I w ten zakątek cichy, wśród świerków prawie czarnych tak ciemną była zieleń ich gałęzi, spadła szarańcza zdenerwowanych istot i z pod ziemi prawie, w przeciągu roku niespełna, wyrosły budynki Zakładu. Niedługo przyłączyły się hotele, prywatne domki i z różnych stron kraju ściągać zaczęły postacie wychudłe, nędzne, drżące, potykające się, częściowo sparaliżowane, niespokojne, nawpół ślepe lub głuche, drgające tańcem św. Wita, padające na ziemię z oczyma nieruchomemi, wpatrzonemi w niebo, lub ryczące dzikiemi, nieludzkiemi głosami, wyrzucając z ust pogryzionych do krwi, sprośne słowa razem z płatami żółtawej piany. I w tę głuszę leśną, wśród której gwarzyły ptaki a płonęły jagody, przywlokły się kobiety zgięte w pół, zwiędnięte w chwili rozkwitu, z krzyżem obolałym, mdlejące pod naciskiem, z dłońmi okrytemi potem, z łonem rozdartem bolesnem macierzyństwem, które je wiecznem kalectwem na resztę życia napiętnowało. W ślad za niemi, za temi sio-