koju a o „moralności panów“, gołębia twa głowa niema wielkiego wyobrażenia...
Lecz Anna, nie słuchając go, iść naprzód zaczęła, oglądając starannie koronki swej różowej parasolki, które gdzieniegdzie rozdarły się o przydrożne ciernie. Szerkowski zbliżył się do Bonieckiego, który, kapelusz na oczy zacisnąwszy, szedł za córką i widocznie myślami gdzieindziej błądził.
— A co pan dobrodziej myśli o „moralności panów“, Herrenmoral? — zapytał go nagle Szerkowski.
Boniecki, wyrwany ze swego zamyślenia, milczał przez chwilę, wreszcie powoli, jakby ważąc każde słowo, mówić zaczął:
— Ano, sam nie wiem!... Dałeś mi pan koniecznie owego Nietzschego i to urywane świstki. Przeczytałem go, czuwając przy córce podczas jej ataków. Zdałoby się kilku takich blonde Bestien teraz na świecie, bo inne dzieci by się porodziły przynajmniej i nie obwijaliby was w mokre powijaki i kołdry i nie gnietliby wam brzuchów i pleców, jak ciasto w niecce. Ale skąd pan chcesz, aby takie blonde Bestien przyszły, kiedy to mają być nietylko fizycznie, ale i umysłowo rozwinięte wyjątkowo istoty. A tyleż się przez te wieki a zwłaszcza przez ten ostatni nazbierało owej „wiedzy“, że już biedny ludzki mózg nie może podołać i chcąc się „rozwinąć umysłowo“, trzeba „zwiędnieć cieleśnie“. A więc logicznie biorąc owe rzeczy, te marzenia owego pana Nietzschego, to nielogiczne mrzonki i nie jego Herrenmoral zbawi świat. I wiesz pan, im więcej na was patrzę, im więcej się zwłaszcza wam „inteligentnikom“ i tym „z miasta“ przypatruję, tem smutniej zaczyna mi się przyszłość ludzkości przedstawiać... Jesteście narwani, nielo-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/371
Ta strona została skorygowana.