Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/374

Ta strona została skorygowana.

rzenia!... Będą więc znowu uniwersytety, drukarnie, koleje i zakłady hydropatyczne. I tak w kółko, w kółko!... Kręć się wrzeciono, cicho, cicho, aż słońce zgaśnie... Nagle zatrzymał się, patrząc na dwoje młodych ludzi, którzy zeszedłszy ze ścierniska, przyklękli przed olbrzymim kamieniem, sterczącym nad brzegiem strumyka.
— Cóż to — zawołał — ci państwo, przestawszy uszczęśliwiać ludzkość teoretycznie i według recept, klękają teraz przed ołtarzem natury i biorą ślub przed wymoczeniem nóg w strumyku?
— Nicby w tem nie było nadzwyczajnego — wyrzekł Boniecki — podobno się kochają, są zaręczeni...
Szerkowski śmiał się tak serdecznie, że z krwią zapłyniętych źrenic łzy sączyć mu się zaczęły.
— Kochają się, zaręczeni!... Towarzysz i towarzyszka, brat i siostra, odtrącenie brutalnego zmysłowego aktu, unicestwienie swego ja w dążeniu do ogólnego dobrobytu, dwa sypialne pokoje na dwóch krańcach domu, studyowanie przyczyn zwyrodnienia i zapominanie w antraktach o posiadaniu dzieci, oto ich miłość, oto ich narzeczeństwo...
Boniecki ramionami wzruszył.
— Trudno im to mieć za złe — odparł — zapatrują się na życie i na swe obowiązki względem ludzkości inaczej może, niż my dawniej...
Umilkł na chwilę, poczem dodał łagodnym głosem:
— Pan drwisz z nich, ja zaś przeciwnie. Dziwię się, milczę i czuję, że mi ci smarkacze imponują tą swoją powagą i podjęciem się spełnienia zadania, któremu Atlas nie podołałby. Widzisz pan, ja należę do tej kategoryi „starych“, co to nie szarpią się, nie złorzeczą, nie plują na młodszych, lecz speł-