Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

Bladoliliowe światło, rozwłóczące się już po ziemi, jak przedświt wieczoru, służyło za tło powietrzne tym dwu postaciom, które, milcząc, zatopione w owej mgle różowawej coraz wyraźniej rysowały się w przestrzeni.
Sylwetka Heleny wydawała się nadspodziewanie powiewną. Okrągłość bioder i ramion znikła. Tkanina blado-zielonej sukni owiewała ją, jak chmurą. Pod aureolą żółtego, słomkowego kapelusza twarz drobniała, objęta pasmami lekko skarbowanych włosów, które wzdłuż policzków popielato złotą ramą biegły i z tyłu w duży węzeł zebrane, kark cały zasłaniały.
W pasie czarna aksamitka szeroka, spięta klamrą z perłowej masy, przecinała jej postać. Na rękach długie mitenki ażurowe jedwabne, szyja odsłonięta i objęta fałdami białej muślinowej chusteczki.
Całość, bardzo szczęśliwie naśladowana z „Magazynu dla młodych panien“ (rocznik z 1832 roku). Wychudzenie całej tej postaci biło w oczy; bladość twarzy, sztucznie sokiem cytrynowym i białkiem jajka do porcelanowej gładkości doprowadzona, dziwiła i zastanawiała. Powieki, szafirem zabarwione, sine i ciężkie, opuszczały się na oczy, jakby zaspane i rozmarzone. Ile octu, iodure de potassium, gimnastyki, wody azotowej — musiało kosztować Helenę to nagłe i tak szybkie przeobrażenie się w idealną i powiewną piękność ze Stendhalowskiej epoki — wiedziała ona jedna tylko. Choroba jej nerwowa, rozwijająca się teraz powoli, ale niezmiernie silnie, przyczyniała się do tej przemiany. Z „Magazynów mód“, w pokoju babki nagromadzonych, z jej miniatur, rysunków, wreszcie z własnych przeżytych chwil (owych suchotniczych, w chwili stosunku z Hohem), Helena zaczerpnęła