Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/377

Ta strona została skorygowana.

główne rysy do obecnej swej postaci. Ów platonizm praktykowany z Siennickim, platonizm, będący rozpustą dwóch nerwowych istot, zdawał się jej być anielskością samą. Nie stąpała teraz po ziemi, płynęła, nazywając brudem każde prawidłowe, zmysłowe zetknięcie.
Powoli, płynąc wśród ścierniska, doszli oboje do gromadki osób, pochylonych nad kamieniem, na brzegu strumyka. Z drugiej strony pola Boniecki i Szerkowski nadciągali także. Przed nimi szła wyprostowana i sztywna Anna, cała różowa pod różową osłoną swej wielkiej parasolki.
Helena, doszedłszy do kamienia, ujrzała, iż przedmiotem powszechnej uwagi jest mrowisko, „ich mrowisko“, jak je nazywała, gdyż odkrywszy raz z Siennickim ową rzeczpospolitą zwierzęcą, codziennie przychodzili tu we dwoje niszczyć, rozrzucać, rozkopywać, co stworzenia w ciągu nocy i dnia zdołały w rozpaczliwych wysiłkach zbudować. Siennicki niszczył to gniazdo z nerwowym jakimś gniewem, z podrażnieniem, które i jej udzieliło się szybko, łaskocząc jej nerwy karku, zgięć łokci, palców i kolan. Po raz pierwszy zrozumiała, że w zbrodni może być owo ukojenie nerwów i odtąd oboje, on i ona, popełniali codziennie zbrodnię niszczenia masy stworzeń, które nie miały prokuratora i do więzienia pociągnąć ich nie mogły. I wśród tego bladoliliowego nieba, w ciszy poranku lub wieczoru, budziły się w tych dwojgu „wyrafinowanych“, potworne instynkty zwierzęce. Cały szereg pierwotnych a mozolnych przetworzeń się wiekowych, na miliony lat się liczących, nikł. Z pod oszlifowanych irchą paznogci wysnuwały się pazury zwierzęcia, szczęki ściskał kurcz wścieklizny i, rzucając się na nędzną zdobycz bezbronną i drobną —