Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/381

Ta strona została skorygowana.

Mrugnął kilkakrotnie źrenicami i nagle wykręciwszy się na pięcie, zawołał ze zwykłą ironią:
— Coup de théatre!... objawienie się serca w anielskiej piersi Nabuchodonozora!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Żabusia porwała córkę i, strząsnąwszy z jej „empire“ sukni mrówki, uprowadziła, rzucając na Szerkowskiego pochmurne spojrzenie.
Helena zbliżyła się powoli do mrowiska.
— Biedne stworzonka — wyrzekła obłudnie, głosem, który przypominał intonacyę Hohego.
Lecz Szerkowski delikatnie wyjął z jej rąk białą parasolkę w duże liliowe desenie.
— To dziwne — wyrzekł, ukazując brudnym paznogciem na skówkę, na której przyczepione wraz z odrobiną ziemi, czerniły się ciała rano pomordowanych przez Helenę mrówek, to dziwne, możnaby przysiądz, iż owe tysiąc zginęło z twej anielskiej parasolki, o Urszulo Mironet Balzaka!... Zapewne w chwili ekstazy miłosnego platonizmu, studyując swe ja i ja twego nerwowego dopełnienia, dopuściłaś się nieludzkiego czynu uwolnienia z ich cielesnych obsłonek tysiąca istot żyjących!...
Helena wzruszyła ramionami.
— Co pan możesz wiedzieć — wyrzekła, sznurując usta — a gdyby nawet tak było, mylisz się, nazywając okrucieństwem zabicie tego, co się męczy, to jest żyje... Przecięłam ich mękę, spełniłam czyn szlachetny... Oto wszystko.
Szerkowski pokiwał głową.
— Wygodna zasada — wymówił — a gdyby tak kto panią chciał uwolnić od życiowej męki...
— Och, byłabym mu bardzo wdzięczna!
— Zmrużyła oczy, opuściła kąciki ust, oparła się z wyrazem znużenia na rączce parasolki.