Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/386

Ta strona została skorygowana.



V.

Powoli rozbierała się Helena, porzucając swą odzież w ciasnej klatce pokoiku.
Sosnowe łóżko zasłane jej błękitną, atłasową kołdrą, okno bez firanek, kilka prostych krzeseł, stół nakryty kawałkiem muślinu, na nim srebrne lustro i masa przyborów tualetowych.
W powietrzu, wyziew sosnowego drzewa, zmieszany z zapachem perfum, mydła i octu tualetowego.
Helena nie zapalała świecy, księżyc zawieszony srebrno-złotą masą, słał w jej okno jasne, niepokojące światło. Helena dawniej nie lubiła księżyca, zasłaniała szczelnie okna przed jego blaskiem.
Jakiś lęk, połączony z odrazą, budziła w niej ta srebrna masa tajemnicza, planująca w przestrzeni. Zimno ogarniało ją, gdy wchodziła w biel tego światła, które nie grzało, nie świeciło, lecz przeciwnie, zdawało się soki i ciepło ssać z ziemi, z ludzi, ze zwierząt, które wyły, wyciągnąwszy rozpaczliwie pyski ku niebu.
Wszystkie ody i sonety do księżyca, były przedmiotem żartów i drwin Heleny. Kiedyś, gdy była małem dzieckiem, tułała się romantycznie z bab-