scenę, inni pobiegli po doktora, inni kręcili się po sali, roztrącając ustawione krzesła.
Kilkanaście pań, które w głębi, koło okien przypatrywało się próbie, zaczęło wzruszać ramionami. Niektóre z nich miały podsiniałe oczy i zieloną cerę od świeżo przebytych ataków.
Znajdowały jednak atak Sosnowiczówny za nieprzyzwoity i udany. Żabusia zwłaszcza, która miała nerwy stalowe, śmiała się prawie głośno, nazywając Sosnowiczównę komedyantką!...
— Co pani chce — mówiła do jednej z „newralgiczek“, siedzącej obok niej, taka kobieta nie umie się już zachować przyzwoicie, nie rozumiem, jak komitet mógł coś podobnego zaprosić... To jest uchybienie dla nas znajdować się z nią w jednej sali!
— Och!... po koncercie zapewne Sosnowiczówna odjedzie!...
— Przeciwnie, zostanie, ale wie pani, że gdyby mi przyszło z nią tańczyć vis à vis kadryla, zrobię skandal i tańczyć nie będę. Mój mąż by mi nie darował czegoś podobnego...
Urwała nagle; pomiędzy „panami“, którzy weszli na scenę i wraz z doktorem zajmowali się uspakajaniem aktorki, która płakała teraz głośno (prawdziwemi łzami), dostrzegła Żabusia Drzewieckiego, który jak August w cyrku, kręcił się ze szklanką wody i starał się zbliżyć do spazmującej dziewczyny.
Żabusia zaczerwiewiła się nagle.
Odwróciła się szybko i oczami poszukiwała córki.
— Nunuś — wyrzekła — idź tam, na te schodki i powiedz panu Drzewieckiemu, że mamusia kazała, aby zaraz z tobą przyszedł!...
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/394
Ta strona została skorygowana.