Doktor kapelusz swój leżący na krześle pochwycił i, wypadłszy z sali, ku zakładowi pospiesznie iść zaczął.
Pomiędzy kobietami, siedzącemi w kąciku zaszemrało, zawirowało.
— Co to, kto przyjechał, nowa pacyentka?
Lecz Żabusia, zawsze dobrze poinformowana, wyszeptała, sznurując buzię.
— To saż fama[1], na którą czekano!
Damy pospuszczały oczy.
— Ach, tak, do pani Anny!...
Żabusia znów zaczerwieniona, szeptać zaczęła.
— Taki skandal, w sam dzień balu!...
Nagle urwała, spostrzegłszy Drzewieckiego, który ciekawie ucha nadstawiał.
— Niech Drzewiecki nie podsłuchuje — zawołała, brwi marszcząc — niech Drzewiecki weźmie Nabuchodonozora i przejdzie się z nim na spacer!...
Lecz powstała szybko, widząc, iż Helena daje jej znaki.
Oco ci chodzi? — spytała, podchodząc z szelestem swego białego pikowego kostiumu, skrajanego według najświeższego angielskiego fasonu.
Helena pochyliła się ku niej.
— Wiesz, kto przyjechał — zapytała szeptem.
— Saż fama, którą doktor sprowadził na wyraźne żądanie tej głupiej Anny.
— Tak, ale wiesz, kto to?
— Nie...
— Heglowa!...
Żabusia otworzyła szeroko usta i oczy.
— O! — wyrzekła i ręce jej opadły wzdłuż bioder.
- ↑ Sage-femme — w języku zwykłym akuszerka.