także ze swego miejsca i podeszła do grupy, złożonej z kilku ciemno ubranych kobiet. Jej jasno-liliowa suknia tworzyła na tem tle jasną w górę tryskającą smugę. Kilkanaście świec płonęło w srebrnych kandelabrach. Na środku stała piramida owoców przetykanych świeżemi kwiatami, na obrusie krwawiły się kompoty, błyszczały fałszywe kryształy, złociły się cukierki, leżące stosami na paterach. Jakaś tandeta luksusu, jakiś sztuczny dobrobyt bił z błyskotek i łamał się w złocie lub krwawniku wina, napełniającego kieliszki. Dusząca woń zwierzyny unosiła się w przestrzeni.
Wielki stół owalny obsiadło do czterdziestu osób i w tem przymusowem zbliżeniu zdawało się, iż właśnie było owo źródło wesołości, przepełniającej niezdrową gwarą ściany jadalni. Kilku mężczyzn jadło na boku przy małych stolikach, na które narzucono w pośpiechu serwety. Nigdy bowiem nie można było przewidzieć, ile osób zjawi się na zebranie czwartkowe, na które Świeżawscy nie rozsyłali specyalnych zaproszeń, lecz fama owych bezceremonialnych przyjęć zaczęła się rozchodzić bardzo szybko. Zaczynało braknąć miejsc w jadalni, tańczono wśród ciasnoty i zaduchu.
Helena, stanąwszy koło stołu, ogarnęła wzrokiem całe to towarzystwo, które nagle wyrosło tej zimy z pod jej stóp i gwarem i hałasem wypełniało jej dom, nietylko w jeden wieczór czwartkowy. Nie dobierając, nie formując koła zdołała jednak nie wprowadzić przeciwnych sobie żywiołów i stąd panowała wyborna harmonia pomiędzy jej gośćmi. Byli to sami młodzi ludzie, rośli, piękni, barczyści, dobrze noszący świeże frakowe garnitury. Były to kobiety młode, po największej części ładne, wyzywające, silnie upudrowane, mężatki
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/40
Ta strona została skorygowana.