Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

która zaginęła razem z tańcem „szala“ i tonami gitary.
Babcia Bednawska pocieszała się cukierkami i najzupełniejszą nieobecnością moralną w tej sali, w której prezydowała pomiędzy dwoma kandelabrami.
Zdawała się drzemać, słuchać, widzieć nieuchwytne dla drugich, a dla niej widzialne postacie... siedziała wyprostowana, delikatna, cicha, pomarszczona, jak zeschnięty, wytworny kwiatek w ogrodzie pełnym zbyt impertynencko woniejących roślin.
Zresztą, natychmiast po kolacyi szła do swego pokoju i tam przy filiżance rumianku, zawczasu przygotowanego, snuła dalej swe sentymentalne marzenia.
Helena, wszedłszy do sali, zatrzymała się za krzesłem młodej kobiety jasnej blondynki o delikatnym różowym karku, który wysuwał się nagi i wyzywający z całej masy koronek pokrywających wycięcie stanika. Niezmiernie jasne i jedwabiste włosy, skręcone wysoko na głowie, spięte były strzałą, ozdobioną fałszywymi brylantami.
Helena pochyliła się i, oparłszy o krzesło, zapytała:
— Bawisz się dobrze?
Blondynka odwróciła się żywo.
— Doskonale! Romansujemy na potęgę z panem Drzewieckim.
— O, o! — zaprotestował obok niej siedzący młody człowiek — cóż znowu!...
— Ależ tak! Ależ tak!... — paplała dalej blondynka — nie zapieraj się pan, mój Rak nie jest zazdrosny!