Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

Mówiła głosem dziecinnym, dzwoniącym jak brzęk srebrnego dzwonka.
— Wyobraź sobie — zaczęła, odwracając się ku Helenie — znów napisałam wczoraj anonim, posłałam go dziś rano pocztą, czekam odpowiedzi poste restante, poślę jutro Raka na pocztę!
— Czy do K. napisałaś raz jeszcze? — spytała Helena.
— Ależ nie! — odparła żywo blondynka — teraz przeszłam na literę L. W kalendarzu Ungra znalazłam adres adwokata La...
Zatkała usta ręką.
— Och! o mało nie wygadałam nazwiska!
— Ależ ja nie słucham! — protestował młody człowiek.
— Dobrze! dobrze!... nie chcę, ażebyś pan owego pana L. uprzedził. Popsułbyś mi całą zabawę. A tak, ów pan adwokat pomyśli, że to jakaś wielka dama w nim się zakochała i ginąc z miłości pisze do niego list... po francusku!
Zastanowiła się chwileczkę, poczem dodała.
— Napisałam po francusku, bo damy podobno pisują takie listy po angielsku albo po francusku. Gdy mi odpowie — poślę mu w kopercie... kwiat!... a później!...
— I cóż później? — spytała Helena.
— Niewiem jeszcze, jeśli będzie bardzo w swych listach głupi, wyślę go na randkę na dworzec kolei nadwiślańskiej. Przyjdę z babcią, dziadziem, Nabuchodonozorem, z niańką i będę patrzeć na niego zdaleka. To będzie bardzo komiczne...
Śmiała się, zadzierając do góry okrągłą i jakby różowym atłasem obciągniętą bródkę. Śmiała się z nią Helena, Drzewiecki, naprzeciw siedzący Fajfer,