Helena porwała się z ławki z przerażającym krzykiem.
— Widzę ją!...
Widziała ją — gdzie? Nie zdawała sobie jeszcze sprawy, widziała ją jednak w głębi siebie, przed czaszką, w środku mózgu. Lecz prąd ten, który wpłynął w nią za pośrednictwem palców Siennickiego, biegł teraz przez jej mózg w kierunku oczów. Młoda kobieta otworzyła szeroko źrenice.
Dokoła niej była ciemnia.
Jedynie tylko w przestrzeni kołysała się jasno zielona podłużna plama latarni, tajemnicza, oświetlona drżącem, dogasającem światłem, które migotało czarnemi hieroglifami, znikającymi, to znów ukazującymi się w przestrzeni.
Ku temu świetlanemu punktowi skierowały się teraz oczy i władze umysłowe Heleny. Istota jej przepojona koniecznością widzenia fatalnej mary, w jednej sekundzie przekształciła szmat papieru w potworną głowę samobójczyni. Z krzykiem konwulsyjnym, wyciągając drżące ręce z szeroko rozstawionym wachlarzem, krogulczo zakrzywionych palców, porwała się Helena, jakby do lotu ku strasznemu widziadłu, które migotało przed nią wysoko i, nagle, opadłszy z sił, cofnęła się, wołając:
— Ona, ona!...
Zaczęła szukać oparcia, chciała się ukryć, bo teraz zdawało się jej, że owa głowa zmarłej pędzi ku niej z błyskawiczną szybkością, lecz ręce jej były tylko próżnią... Z płaczem, krzykiem i śmiechem, upadła Helena, uderzając się głową o kant ławki.
Straciła przytomność.
Aleą, prowadzącą ku polom, uciekał Siennicki, ścierając z czoła krople potu. Powtarzał ciągle
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/433
Ta strona została skorygowana.