Helenie przyszła na myśl Heglowa, jej łagodne obejście się, jej słowa...
— Nie potrzebuję jej opieki — wyszeptała, zrywając się z łóżka — dam sobie sama radę i stworzę sobie życie. Byłoby to wpadnięcie z deszczu pod rynnę, dawniej wodzili mnie na pasku mężczyźni a teraz kobieta, i kto? Heglowa? Cóż to za życie chce mi stworzyć? Takie, jak sama pędzi? Z kochankiem, z nieprawem dzieckiem i z dyplomem akuszeryjnym!... Niechże sobie apostołuje i prostuje ścieżki innym kobietom, ja mam dosyć energii i silnej woli, aby się otrząsnąć i przeobrazić zupełnie.
Zaczęła wdziewać pończochy i atłasowe białe pantofle.
— Musiałam wczoraj być bardzo chora — myślała — skoro mogłam się poniżyć do tego stopnia, iż narzucałam się Siennickiemu ze swemi zwierzeniami, potem o miały włos nie wygadałam wszystkiego przed Heglową... Dosyć mam tych rad ludzkich... Przejście moje z Hohem dało mi miarę, czem jest ich opieka! Heglowa może mieć najpoczciwsze zamiary, ale jest to istota, pomimo pewnych pojęć, dziwnie zacofana i pozuje na zbyt mądrą. Wyprowadziłaby mnie znów na nowe manowce, dziękuję!...
Wstała z krzesła i cicho narzuciła na siebie jedwabną spódnicę, pokrytą muślinem. Obejrzała się dokoła. Nie miała czem okryć nagich ramion a chciała koniecznie przedostać się do swego numeru i odjechać z Białej Wsi, zanim się wszyscy obudzą.
Nagle posłyszała na korytarzu ciche kroki.
Na palcach, wstrzymując oddech, podsunęła się ku drzwiom. Delikatnie otworzyła je. Na kory-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/444
Ta strona została skorygowana.