tarzu, po wojłokowym dywanie szła cicho gospodyni, odziana w szal i filcowe pantofle.
Helena skinęła na nią ręką i prosiła, aby jej pożyczyła szala, który jej natychmiast odeśle przez kelnera.
Gospodyni podała jej szal, Helena, dziękując, nie śmiała jej spojrzeć w oczy. Wstydziła się tego pierwszego nerwowego ataku, który prawdopodobnie był już komentowany przez służbę zakładową w przerozmaity sposób. Helena miała zawsze odrazę do ośmieszania się w oczach służących. Wzięła więc szal i, zeszedłszy ze schodów, biegła teraz ku hotelowi.
W hotelu wszyscy spali, tylko drzwi do sali balowej otwarte były na rozcież i jeden z kelnerów na wpół odziany, drzemał na scenie na małej kanapce, założywszy nogę na poręcz i opuściwszy głowę prawie na ziemię. Helena szybko przemknęła pomiędzy rozstawionemi krzesłami, zamiatając fałdami sukni kwiaty, wstążki, szpilki, które gradem leżały na porysowanej obcasami posadzce. Koło luster dwie lampy dogasały, wydając z siebie cuchnące kłęby swędu. Helena wdrapała się na scenę i chwilę zawahała się, nie wiedząc, jak zbudzić kelnera. Obejrzała się. Pomiędzy kulisami stał długi kij, służący tapicerowi do równania fałd portyer, stanowiących kulisy. Helena ujęła ten kij w rękę i nim zaczęła popychać śpiącego kelnera. Wielkie bowiem miała obrzydzenie do ludzi nie z jej sfery. Kelner porwał się na równe nogi. Helena zażądała natychmiast rachunku i powozu, który mógłby ją odwieść na stacyę kolei. Wybiła czwarta. O piątej pociąg odchodził. Biała Wieś oddalona była od Warszawy o dwie godziny drogi. Za trzy godziny więc Helena stanie w domu i pozostawi po za sobą
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/445
Ta strona została skorygowana.