Helena zagryzła wargi i przez chwilę czuła, że myśli jej mącić się zaczynają.
— Mówię, żeby prędko jechać — wyrzekła wreszcie całą siłą woli, starając się odzyskać panowanie nad sobą.
Krótki to był wysiłek, lecz musiał ją kosztować wiele nerwowej energii, gdyż po czole jej spłynęły dwie krople potu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Gdy dorożka zajechała przed bramę, ósmą wskazywał zegar ratuszowy.
Helena, zapłaciwszy dorożkarzowi, kazała stróżowi wziąć kufer i zanieść go na górę. Podążyła sama kuchennemi schodami. Szybko porwała za klamkę. Drzwi były zamknięte. Zaczęła stukać. Nikt nie odzywał się wewnątrz mieszkania.
Zeszła powoli i udała się na schody frontowe.
Na pierwszem piętrze spotkała schodzącego stróża.
— Postawiłem kufer koło drzwi — wyrzekł — dzwoniłem, ale nikt nie otwiera, muszę iść polewać ulicę!...
Helena weszła na górę i usiadła na kufrze. Założyła ręce na piersiach i patrzała przed siebie, na duże okno upstrzone kolorowemi szybkami. Słońce przeszywało szkło i padało na schody tęczowemi plamami.
Radość i owa siła woli Heleny zaczęła znikać powoli. Już w wagonie kolei kilkatrotnie musiała rezonowaniem podtrzymywać gasnące w niej iskry. O te zamknięte drzwi jej własnego domu rozbiła się jej energia. Natomiast zaczęła w Helenie fermentować jakaś głucha złość. Nie chciała się do