Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

nikiem. Rozmiawiali oboje półgłosem i ona od czasu do czasu przechylała ku niemu swą okrągłą rumianą twarzyczkę, zasłaniając się wachlarzem. Na widok lodów oczy babci Bednawskiej nabrały pozorów życia. Helena chciała dać jej znak oczami, prosząc, aby pamiętała o swem zdrowiu, lecz zostać musiała na miejscu, gdyż pito zdrowie „gospodyni“ i teraz wszyscy otoczyli ją kołem, podnosząc w górę kieliszki, tak iż przez chwilę ujrzała się otoczoną lasem złoconych kul drgających w przestrzeni. Kobiety całowały jej szyję śmiejąc się nerwowo, mężczyźni klękali, nawpół pijani, niektórzy tylko „cięci“ z pozorami trzeźwości — tem niebezpieczniejsi. Helena wychyliła swój kieliszek, lecz czemprędzej napełnić go musiała — pito znów zdrowie babci Bednawskiej, która, przerażona, z lodami kapiącemi z jej pomarszczonego podbródka, dygała automatycznie, przymykając powieki. Lecz już ktoś z szarego kąta, proponował zdrowie pani Kochanowiczowej i Żabusia, chichocząc się, czerwieniąc rozkosznie jak małe dziecko w śniegu koronek, piszczała cienko.
— Dziękuję, dziękuję!...
Teraz „zdrowia“ zaczęły następować po „zdrowiach“, szukano pretekstów, pito zdrowie „damskie“, „panieńskie“, „mężowskie“, „kawalerskie“, „gospodarskie“, zdrowie „czwartków“, zdrowie Raka, zdrowie pozostawionego w domu dziecka Żabusi, nazwanego przez matkę Nabuchodonozorem, zdrowie Świeżawskiego, zdrowie „przyjaciół domu“, zdrowie „nieprzyjaciół“, wreszcie „kochajmy się!...“
Podniósł się wielki krzyk i zaszumiało dokoła stołu. Płomienie świec w kandelabrach zakołysały się gwałtownie, owoce rozsypały się po stole, przewracając kieliszki. Lecz nikt na to nie zwracał