jako istota wstrętna, mężczyzna strawiony zmysłowem nadużyciem, cuchnący gorączką i winem, powracający prawdopodobnie z lupanaru, po przewłóczonym po zaułkach wieczorze.
Wzruszyła ramionami.
Iluzya spadała jej z oczów.
Do czego się tak spieszyła? To mieszkanie było cuchnącą klatką, zastawioną starymi, zniszczonymi gratami. Ten mąż, najwstrętniejszym może z dotąd spotykanych ludzi. Ogarnął ją szalony smutek. Żałowała teraz szumiących świerków Białej Wsi i tej eleganckiej nerwowości, w jakiej tonęła. Uczuła znów dławienie w gardle i łaskotanie z tyłu głowy. Sztucznie podniecona siła opuszczczała ją niemal z każdą sekundą. Wpadała w drugą ostateczność, tak jak wszyscy chorzy nerwowo, którzy mają chwile szalonej pewności siebie, graniczącej z zuchwalstwem i znów tracą wszelką siłę, chęć, wolę, opuszczając ręce i zapadając w stan graniczący z melancholią.
Helena siedziała tak długo nieruchoma, wreszcie gdy już uczuła, że nie miała w sobie ani kropli moralnej siły do przedsiębrania czegokolwiek, wstała i prawie głośno rzuciła te słowa.
— Born miał racyę, to nie dom, to oberża.
Łkanie nerwowe zaczęło ją dławić, zlękła się ataku, nie chciała widzieć koło siebie męża, sług — istot, które były jej obce i wstrętne.
Obejrzała się po pokoju.
Oczy jej padły na szafę, na wierzchu której stało kilka flaszeczek.
Przystawiła szybko krzesło, porwała jedną z nich, zeskoczyła na ziemię i, odetkawszy korek, szybko pić zaczęła.
Żółty płyn słodkawo-kwaśny wypełnił jej usta
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/450
Ta strona została skorygowana.