wał spragnionym tej uczty artystycznej czytelnikom. W teatrze „złożył dyrekcyi“ dramat wierszem, to znów „zabierał się do napisania nowej powieści“, lub stawał się korespondentem pism zagranicznych. W krytykach teatralnych od czasu do czasu mówił „ja“, „mnie“ i wydawał wyroki, czerpane z krytyk Sarceya lub Lemaitre’a. Względem Sosnowiczówny okazywał się zawsze obłudnie sprawiedliwym i czuć było, jak bardzo ten świętoszek musiał w gruncie rzeczy pogardzać każdą kobietą, którą zdobył z trudem i która dała mu pewną sumę rozkoszy.
Helena przerzucała wzrokiem wiersze jego pracy i często odnajdywała banalne i ukute widocznie już szablonowo jego zdania, które przypominały jej chwile spędzone w jego objęciach. Szalony gniew porywał ją wówczas. Nienawidziła siebie i szarpała paznogciami swe ciało, to ciało, które uczyniło z niej kochankę Hohego.
— Dusza? — wołała wówczas — dusza, złudzenie, kłamstwo, gdzież była moja dusza wtenczas, gdy poniżałam się do upadku w ramiona pana Hohego!...
Przychodziło jej na myśl, pójść naprzeciw niego, rzucić mu w oczy całą pogardę, jaką miała w sobie, wypluć przed jego aksamitne stopy nienawiść, jaką budził w niej teraz, nienawiść i odrazę. Lecz obłuda, jaką on w niej rozwinął, była tak potężną, iż wstrzymywała nawet jej histeryczne wybuchy nienawiści. Owe „pozory“, o które mu tak chodziło i ona zachowywała quand même — a jego troska o nieskompromitowanie się w oczach świata była tak silną, iż nawet na odległość imponowała jej i tajemniczą potęgą nie dozwalała uczynić mu skandalicznej sceny. W szarpaniu się tem szalonem, wyczerpującem, to znów w odrętwieniu,
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/455
Ta strona została skorygowana.