sprowadzonem za pomocą chloralu, niszczyły się ostatki sił Heleny. Schudła, pierś jej zapadła, oczy rozszerzyły się w niepomierny sposób. Dawniej, jadł ją pesymizm, później namiętność, teraz nerwy. Stała się kłębkiem nerwów, które targała teraz dobrowolnie sama, odczuwając dziwne wrażenie, jakby, złożona z dwóch istot, wydawała mózgiem rozkaz jakiejś otaczającej ją drugiej istocie, i ta w jednej sekundzie wsunąwszy się w jej ciało, pod jej skórę, budziła jej nerwy, dręcząc, szarpiąc, w szał wprowadzając.
Powoli, tak sługi, jak i Świeżawski, oswoili się z jej stanem. Pomimo, iż okazywała coraz to nowe symptomaty rozmaitych chorób, przejętych od Siennickiego, zacząwszy od dyspepsyi, skończywszy na reumatyzmie i podagrze, zaczęto ją traktować obojętniej i jej spazmy czyniły już teraz mniejsze wrażenie.
Często pozostawiano ją samą w pokoju i raz nawet Helena usłyszała śmiech sługi, gdy z łkaniem histerycznem wpadłszy do swej sypialni, drzwi za sobą zatrzasnęła. Świeżawski najczęściej wychodził z domu, wzruszając ramionami a nawet zaczął się uśmiechać i rzucać przez zaciśnięte zęby słowo:
— Waryatka!...
Jedna tylko babka Bednawska, tracąca codzień swe siły, prawie już ociemniała i głucha, bladła zawsze na krzyk Heleny i, jakkolwiek nie wchodziła do jej pokoju, nie spieszyła jej z pomocą, oddalała się do siebie, drżącemi rękami szukała klamki i wszedłszy do swej klatki siadała na fotelu wyprostowana, trupio blada, niezdolna do machania w powietrzu czółenkiem frywolitowem.
O Siennickim starała się Helena nie myśleć,
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/456
Ta strona została skorygowana.