Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

uwagi. Lokaje tracili głowy z nalewaniem wina, lecz już mężczyźni wstawali sami, wyciągali z poustawianych na ziemi rzędów butelki i dolewali sami, zostawiając puste na stole. Na talerzykach w dusznej i gorącej atmosferze rozpływały się różowe i zielone smugi lodów. Oczy kobiet błyszczały, pióra na wierzchu greckich fryzur przechylały się na bakier. Fajfer i połowa młodych ludzi z oczyma wlepionemi w Helenę, która ześrodkowywała w sobie wszystkie namiętności, budzące się pod działaniem wina i swobody, mieli w obejściu swojem, w tonie głosu tę impertynencką śmiałość, jaką przybiera każdy nawpół dobrze wychowany mężczyzna w obecności tracących grunt kobiet.
Teraz już wszyscy niemal byli podchmieleni, gdy powstał ów wielki krzyk „Kochajmy się,“ zdawać się mogło, iż cała sala zawirowała wskutek braku podstawy. Rzęsista salwa spojrzeń zawisła w przestrzeni, Świeżawski pochylił się na ramię blondynki, która śmiała się na całe gardło. Żabusia piszczała, pragnąc uwolnić swą rękę z dłoni Drzewieckiego, który nie protestował, lecz prawił coś wśród ogólnej wrzawy ochrypłym głosem. Helena przeszła na drugą stronę stołu i znalazła się teraz otoczoną przez Fajfra i grupę młodych ludzi, którzy ku niej się cisnęli. Uśmiechnięta ciągle ironicznie, odpowiadała im wszystkim razem, wzruszając ramionami, lecz oczyma z pod przymkniętych rzęs patrząc im prosto w oczy. Byli tak blizko niej, iż czuła ich oddechy, cuchnące winem i tytoniem, tuż na swej twarzy. Zasłoniła usta i nos wachlarzem i wciągała w siebie usilnie woń heliotropu. Hałas wzmagał się ciągle. Ktoś w sypialni grać począł, na fortepianie walca. Lecz nikt w tej chwili