Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

nie myślał o tańcu. Wszyscy czuli się dobrze w tej jadalni, gdzie kwiaty więdły i lekkie zdenerwowanie gorącem i winem unosiło się w przestrzeni.
Nagle Helena uczuła, iż jakaś ręka wyciąga się ku niej wśród czarnego wału fraków poprzecinanego bielą mięknących w gorącu gorsów o śnieżno-białych połyskach.
— O mnie pani zapomniała?
Nie, nie zapomniała o nim i właśnie szukała go wzrokiem poza plecami całej czeredy.
Teraz szybko uwolniła się od płaczliwie wpatrzonego w nią Fajfra i ku zbliżającemu się do niej mężczyźnie podeszła.
— Szukałam pana oddawna — wyrzekła, podając mu rękę — dlaczego pan przyszedłeś tak późno, panie Born?
— Jestem tu już od kwadransa! — odparł Born — przyszedłem w chwili, gdy pito pani zdrowie — nie chciałem być natrętnym.
Helena spojrzała na niego szeroko rozwartemi oczami, lecz jakby przypomniawszy sobie natychmiast, powieki zmrużyła.
— Nie byłbyś pan natrętny — jeden więcej, jeden mniej... wyrzekła.
Born wzruszył ramionami.
— Znów ta sama piosenka, jeden więcej... jeden mniej — czy kto pani każe wlec za sobą tę falangę adoratorów?
— Och! — odparła Helena — ja ich nie wlokę, to oni sami uparcie się za mną wloką!
Born roześmiał się serdecznie.
— Cóż też pani mówi! — a toć wabi ich pani ku sobie, ciągnie i gdyby jeden z nich zwrócił się w inną stronę, byłaby pani niepocieszoną.