Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/476

Ta strona została skorygowana.

Rzuciła pismo, które, padając, przykryło leżącą na ziemi książkę...
Samobójstwa, wiecznie samobójstwa, wszędzie samobójstwa, nawet żydzi, nawet Kaftaniki, handlarze...
Wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wyjęła z niej buteleczkę z chloralem i pić zaczęła. Teraz potrzebowała już dużej dozy, tak jej organizm przyzwyczaił się do tej trucizny. Miała jej jednak zawsze podostatkiem, posyłając służącą z receptą skradzioną babce, do coraz to innej apteki. Tylko obecnie ów środek nie wprawiał jej już w stan zupełnego odrętwienia lecz obezwładniał ją fizycznie, pozostawiając jej długi czas pewną przytomność dręczącą i nad wyraz bolesną. W każdym razie Helena wolała ten półsen, niż zupełne czuwanie, to pozostawanie sam na sam z rozpaczą i smutkiem, jakie jej serce przepełniały.
Wypiła więc silną dozę i powróciła na posłanie. Po chwili zaczęła majaczyć. Drgała konwulsyjnie, jakby chcąc odrzucić od siebie jakąś tajemniczą siłę, która jej piersi tłoczyła.
— Nie, nie — jęczała — nie chcę nic już od życia, miłość, wstrętna radość, głupota!... Snu, snu, zapomnieć, od-po-cząć, och!... Kraj jasny, harmonij pełen, garść prochu, ciemnia, konam, litości...
Zasnęła.