Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

Helena usiadła przy małym stoliku — nagi łokieć oparła o blat i głowę na dłoni złożyła.
— Ach, jakie pan ma o mnie fałszywe wyobrażenie! — wyrzekła.
— Bynajmniej! — zawołał Born, siadając po drugiej stronie stolika — znam panią doskonale, na wylot, jak mówią ludzie źle wychowani i widzę...
— Och! — przerwała Helena — powiesz pan może, iż jestem na złej drodze...
— Droga pani nie jest ani gorszą, ani lepszą od tych kobiet, które panią otaczają.
Ale Helena smutnie kiwała głową.
— Nie, nie!... Jestem na złej drodze, ja to sama czuję... ale co pan chcesz, nie umiem się na niej zatrzymać! Życie mną tak pokierowało... życie jest ciężką szkołą.., zaręczam panu!
Born uśmiechnął się lekko.
— Czy pani zna życie, czy pani wie, co jest życie, co pani przeszła?
Helena z przesadzoną obojętnością skinęła na lokaja.
— Podaj tu wino i dwa kieliszki!
— Nie chce mi pani odpowiedzieć na moje pytanie, ha... niech i tak będzie — ciągnął Born. Gdyby nawet jednak pani przeszła jakiś zawód, jakąś dojmującą boleść, to jeszcze niema pani prawa składać owej „złej“ drogi na ów zawód i czynić go odpowiedzialnym za swe postępki.
— Niezły Frontignan — przerwała Helena, nalewając wino w kieliszki — jesteśmy już przy deserze, jeśli jednak pan woli szampana... Ja go nie znoszę...
— Dajmy temu pokój — wyrzekł Born — skoro pani chcesz, niechże i tak będzie, życie jest ciężką szkołą... w każdym razie niech żyje życie!
Helena porwała za kieliszek.