tak, teraz rozumiem pani intencyę, chciałaś pani, przepraszam, przepraszam...
Lecz ona, nie patrząc nań, głową trzęsła z oczyma w górę wzniesionemi, oczyma, do których nabiegały łzy.
Żałuję — zaczęła znowu — po raz pierwszy od tak dawna pomyślałam o sprawieniu komuś chwili przyjemności i to ten czyn przeciw mnie się obraca...
Umilkła, poczem dodała, dławiąc się łzami.
— Nigdy już, nigdy nie będę...
Mały, tłusty chłopak wniósł cynową tackę z dwoma szklankami herbaty.
Machnął po stole ścierką i podsunął pod brodę Borna parujący napój.
— Ciastka, sucharki — zapytał.
— Sucharki — powtórzył Born.
Chłopak wyszedł.
Zapadło głuche milczenie, przerywane tylko sykiem gazu. Born oparł głowę na ręce i z pod przymkniętych powiek na Helenę patrzył.
Młoda kobieta nie ocierała łez, które jej dwoma strugami płynęły po wybladłej twarzy. Siedziała długą chwilę, oparta głową o ścianę, okrytą białemi fałdami firanek. Duży, czarny, aksamitny kapelusz tworzył dokoła niej czarną aureolę.
— Dobrze mi tak — wyrzekła — skoro na jedną chwilę zapragnęłam wyjść z mej roli i jakimkolwiek czynem zaznaczyć mój współudział w życiu, spada mi na głowę siekąca chłosta, która mi przypomina, iż jestem jedną z tych, które mają swój wyznaczony już urząd na tym Bożym świecie... Cierpieć, czynić źle, być zawadą wszystkim i ciężarem sobie.
Urwała, milczała przez chwilę, wreszcie dodała, przymykając ciężkie od łez powieki.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/480
Ta strona została skorygowana.