zelką i spodniami frakowego garnituru. Białe rękawy koszuli migały zdaleka, Świeżawski niósł ostrożnie lichtarz i widać było jak na małym palcu jego prawej ręki migotał szafir szerokiego, angielskiego pierścionka.
Doszli tak do gabinetu, oboje milcząc, przedzieleni smugą nienawiści, wlokącą się pomiędzy nimi gorącym strumieniem.
Świeżawski postawił świecę na biurku. W bladem jej świetle zamigotała na poduszce purpurowej aksamitnej cyfra Sosnowiczówny. Cyfra ta okoloną była girlandą białych tuberoz. Przejmująca woń wypełniała pokój. Poduszka spoczywała na arkuszach delikatnej bibułki, z których ją obwinięto. Obok, na krześle, stało wielkie, próżne pudło. Lecz tuż, koło rewolweru i książki do nabożeństwa, czerwieniła się purpura atłasowego étui, mającego kształt bransolety. Na étui cyfra M. S. splątana była misternie.
Był to hołd zbiorowy wielbicieli talentu aktorki. Świeżawski zbierał składkę, sam nie dawszy na nią ani grosza. Obnosił jednak listę a z ust jego płynęły słodkie słowa, ku uczczeniu zasług scenicznych i cnót domowych panny Magdaleny...
Obecnie, on i Hegiel mieli w dniu imienin podać owo uczczenie, na poduszce z atłasu, okoliwszy je wieńcem tuberoz.
Helena stała chwilę, ogarniając wzrokiem ten pokój, przesiąkły ciężką wonią kwiatów i wody kolońskiej, którą Świeżawski frak swój zwilżał.
Właśnie ujął w rękę rozpylacz, wetknął go w buteleczkę i dmuchać zaczął. Siatka kropli padła w oczy Heleny i podnieciła jej gniew. Wyniosłym gestem cisnęła na biurko pomiędzy tuberozy,
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/489
Ta strona została skorygowana.