Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/490

Ta strona została skorygowana.

biżuteryę i lufy rewolweru, masy papierów poszarpanych na strzępy.
— Oto twoje lichwiarskie weksle! — krzyknęła a oczy jej z zielonych stały się prawie czarnemi.
Świeżawski rozpylacz od ust odjął i do biurka poskoczył. Zaledwie rzucił okiem na poszarpane świstki, bełkotać zaczął, cały siny w nieposzlakowanej bieli swej balowej bielizny.
— Ty, ty ukradłaś mi te papiery, ty?
W Helenie zamarło serce, zbladła jak trup, chciała skierować się ku drzwiom, lecz zdawało się jej, że ktoś jej nogi do ziemi przykuł kajdanami.
Tymczasem Świeżawski do drzwi wchodowych poskoczył, zamknął je na klucz i to samo chciał uczynić z drzwiami, prowadzącemi do dawnej ich wspólnej sypialni.
— Ja cię nauczę, ja cię nauczę — bełkotał drżącemi z wściekłości usty.
Lecz Helena, nagle oprzytomniawszy, rzuciła się do biurka i strąciwszy na ziemię atłasową poduszkę, porwała szybko rewolwer.
— Zabiję! — wyrzuciła przez zaciśnięte zęby.
Świeżawski cofnął się ku oknu i stał teraz, jak zwierz, osaczony w swej jamie.
Helena cofnęła się ku drzwiom, trzymając wciąż lufę rewolweru skierowaną w stronę męża. Gdy była za progiem, zatrzasnęła drzwi i przekręciła lewą ręką klucz, który tkwił właśnie z tej strony, poczem pobiegła do swego pokoju. Zamknęła się na klucz i wówczas dopiero dostrzegła, iż trzyma palec na cynglu rewolwera. Położyła ostrożnie broń na krześle i, stanąwszy pod ścianą, ścierała pot z czoła.
Lampa paliła się na tualecie.