zanim nie staniemy się zgnilizną żywą, czyniącą odrazę sobie i innym żyjącym trupom. Chcę cię mieć przy sobie w chwili orgii, chcę, ażebyś i ty poszła razem ze mną, w tę czerń, która nie jest może czernią... Dlaczego — powiem ci to w przedśmiertnej chwili. Heleno, gdyby nawet śmierć była tylko przedłużeniem naszej obecnej męki, toć jest jeszcze śmierć śmierci! A jeśli jej niema, potrafimy ją stworzyć, tak silne jest nasze pragnienie wydarcia się z naszej nędzy. Heleno, ja czekam, śmierć nasza będzie łagodna, piękna, subtelna, delikatna, pełna czaru i wdzięku. Z wizyą łagodną w głębi ócz przejdziemy ten próg, o który rozbijają sobie trywialnie czaszki, jedynie ci, którzy nie zaznali nigdy istotnej miłości śmierci. Och, śmierć, kochanka biała i czysta... Dziewiczy jej welon, z mgły śnieżnej spowity... Czuję ją w mem pobliżu, słyszę klekot jej śmiechu, szept jej kości... Heleno, śmierć na nas czeka, woła nas, przyzywa... Czyż szaleństwo i zgnilizna mają ją zwyciężyć? Nie, och nie, litości, chodź w objęcia śmierci!...
Helena zmięła list w dłoni i stała teraz długo, błędnym wzrokiem wpatrzona w białą kulę lampy.
Śmierć, samobójstwo, zaczęło teraz przed nią majaczyć, jak we mgle, ale nie odtrącała i nie odpychała ich od siebie. Przeciwnie myśl ta nabierała teraz w jej umyśle pewnego wdzięku i czaru, który ją ciągnąć zaczynał. Przypomniała sobie słowa Borna:
— Pani nie będziesz miała nigdy dość siły...
Dlaczego, a zwłaszcza teraz, zwłaszcza gdy...
Przecięła własne myśli.
— Nie, nie, to byłoby zbyt straszne. Kochać
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/492
Ta strona została skorygowana.