do jej oczów. Układała tekst i słowa listu. Miała zamiar prosić Borna i Jadwigi, aby w rocznicę jej zgonu składali na jej grobie wiązankę heliotropu. Lecz fiołki wydawały się jej kwiatem smutniejszym. Była niezdecydowana... Heliotrop, czy fiołki? Dziwnem jednak a niemal niemożliwem do zrozumienia połączeniem, te powierzchowne na pozór myśli stawały się coraz głębszemi i zasiewały ziarno, które dojrzewało z przerażającą szybkością. W tydzień po spotkaniu Borna, Helena nosiła śmierć w sobie, śmierć samobójczą w pełnym rozkwicie. Dla niej samej nawet zamiar zabicia się nie istniał na seryo a jednak był w niej, tkwił głęboko, jak cierń, który wsuwa się pod skórę niedostrzeżony...
Heleno!... Po raz ostatni wzywam cię, pójdź za mną. Wczoraj widziałem matkę moją. Rozmawiałem z nią długo, mówiła mi, iż teraz jest wciąż przy tobie i w tobie, lecz nie okazuje się twym oczom, nie chcąc cię przerażać... Wołała mnie do siebie, cierpienie jej jest niczem w porównaniu z błogością, jakiej doznaje. Przyrzekła mi, iż przywiedzie cię do mnie i że staniesz się może moją żoną po śmierci, kochanką moją pozagrobową; zapomnisz o wszelkich uczuciach twego obecnego życia i będziesz szczęśliwą... Och Heleno, gdyby to była prawda, gdyby to nie była halucynacya człowieka, mającego już początki obłędu... Bo obłęd mój wzrasta... Wczoraj przeciąłem sobie żyłę, aby upływem krwi i bólem powstrzymać szaleństwo, które mnie ogarniało. Powiedz, czy ja dłużej żyć mogę? A ty, czy nie jesteś także już nawpół sza-