Podniosła się, lecz w lustrze zobaczyła swą postać siną, rozczochraną, prawie odrażającą...
— Nie, nie, wyszeptała — trzeba mieć śmierć piękną.
Powlokła się do szafy i zaczęła wyjmować obszyte koronkami koszule i spódnice.
— Jeżeli będą robić autopsyę — pomyślała i nagle uczuła zimne ostrze stali, przeszywające jej łono.
Przed jej oczyma mignął żółty dom przedpogrzebowy, który tak często wzbudzał w niej niezdrową ciekawość...
— Tam będę jutro, pojutrze...
Zamknęła oczy, do których napływały łzy.
— Muszę, muszę — wmawiała w siebie, jakby usprawiedliwiając się przed samą sobą, inaczej mogę zanadto tęsknić za Bornem, mogę go spotkać znowu, mogę nie mieć siły odepchnąć go od siebie... Jadwiga się dowie, nie, nie!...
Oparła głowę o drzwi szafy i ścierała łzy kędziorami włosów.
Lufa rewolweru migotała, jak gwiazdka wśród porozrzucanej bieli batystów i płócien.
Helena patrzyła na ten świecący punkt przez krepę łez.
— Nie, nie będę miała nigdy dość odwagi, muszę znaleźć Siennickiego; gdybym nie zabiła się odrazu, on mnie dobije!
Zanurzyła ręce we włosy.
— On... mnie dobije! — powtarzała, łkając.
Rozrzewniała się coraz więcej nad sobą, wlokąc się tak na ten stos samobójczy. Oczyma szukała teraz jedwabnych, ażurowych pończoch. Nie mogła ich odszukać w kąciku, w którym je ukryła.
Zdjęła ją nagle złość nerwowa.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/500
Ta strona została skorygowana.