Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/510

Ta strona została skorygowana.

— Mierz w skroń! — wyrzekł Siennicki.
Ona nie miała siły podnieść swej ręki.
On chwycił ją za ramię, podniósł je ku górze i lufę jej rewolweru do jej czoła przyłożył.
— Gdy powiem: e’ viva la morte!... pociągniesz za cyngiel, słyszysz...
— Pociągnę za cyngiel, słyszę — powtórzyła machinalnie Helena.
Chwilę krótką nastało milczenie.
Oboje klęczeli na środku pokoju, tłocząc kolanami więdnące anemony i tuberozy.
Dokoła była wielka grobowa cisza.
Helena przestała czuć i myśleć, szeroko otwartemi źrenicami wpatrywała się w klęczącego przed nią mężczyznę...
Nagle usłyszała radosny okrzyk.
— E’ viva la morte!...
Równocześnie rozległ się jakby silny trzask z bicza i postać Siennickiego znikła z przed oczów Heleny, waląc się na poduszki i kwiaty.
Helena cofnęła się w tył.
Kłęby krwi zamrożonej w jej żyłach od chwil kilku zaczęły teraz pędzić ku jej głowie z szaloną szybkością. W jednej chwili lodowate zimno ustąpiło miejsca palącemu prądowi. Razem z tym chłodem opuściła Helenę myśl, „że zabić się musi“...
Ręka, w której trzymała rewolwer, opadła.
Odetchnęła głęboko.
Chwilę pozostała tak jeszcze na klęczkach, nieruchoma, z oczyma przymkniętemi. Siła, która w niej działała, zdawała się być pokonaną i uciekać z jej istoty z fatalnym pospiechem...
Otworzyła oczy i wzrok jej padł na leżącego na ziemi Siennickiego...