Porwała się na nogi i cofnęła ku ścianie. Siennicki leżał nieruchomy.
Upadł na twarz i Helena wpatrywała się teraz w tę czarną bryłę, rozjaśnioną tylko wązką linią białego kołnierzyka.
Nie!... Helena nie miała teraz ani siły, ani chęci do odebrania sobie życia. Siennicki, zabijając się, zniszczył potęgę, która jej tę chęć w mózg wpijała. Jedynem teraz pragnieniem jej była myśl wydostania się z tej potwornej klatki, błękitnej i dusznej od woni kwiatów.
Klucz jednak tkwił w kieszeni fraka Siennickiego. Jakże go ztamtąd wydostać? Może Siennicki jedynie tylko się zranił, może zemdlał, może znów zechce ją zmuszać do odebrania sobie życia?
Przytuliła się cicho do ściany i postanowiła czekać...
Stała tak długą, długą chwilę. Wpatrzona z natężeniem w leżące ciało mężczyzny, przebyła straszną torturę śmiertelnej trwogi. Teraz chciała ocalić swe życie za jakąkolwiek cenę. Zdawało się jej, że gdyby Siennicki zbudził się i chciał znów zmusić ją do przyłożenia lufy do skroni, walczyć z nim będzie jak lwica i potrafi obronić to, co było w tej chwili jej najdroższą własnością, to jest jej możność życia.
Lecz on nie budził się, nie poruszał, nie oddychał nawet. Leżał wciąż tak jak upadł, prosto, sztywno, z rękami rozkrzyżowanemi, z twarzą ukrytą w białych kwiatach tuberozy. Rewolwer upadł opodal i srebrzył się wśród gazy poduszek.
Nagle, przyszła Helenie do głowy myśl, że mogą zamknąć bramę domu a wtedy stróż otwierający jej może ją poznać, może później dać znać do sądu, że taka i taka kobieta była w tej chwili w mieszkaniu Siennickiego. Cóż wtedy? Skandal
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/511
Ta strona została skorygowana.