Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/521

Ta strona została skorygowana.

zero w liczbie istnień, pakunki zbyteczne i zabierające miejsce.
Przyszły jej na myśl wizye, jakie prześladowały ją niedawno, owa matka Siennickiego, ukazująca się jej tak wyraźnie w przestrzeni.
— Tak — pomyślała — poprawiając koronki poduszki, na której spoczywała głowa jej babki, „tam to“ musiał być duch, nic innego!
Wpatrywała się w pomarszczoną twarz Bednawskiej, dziecinnie małą wśród chmury iluzyi, garnirującej jej czepek.
— Jeżeli matka Siennickiego mogła się nam ukazywać, to może i babka...
Odsunęła się od trumny z rodzajem przestrachu, lecz szybko powróciła na dawne miejsce.
— Duch a ciało — to dwie przepaście — zaczęła filozofować — duch mojej babki pozbył się tego worka, który jest dla nas wszystkich ciężką i nieznośną klatką, dlaczegoż mam się obawiać trupa? Wszak to się już nie liczy!
Wydęła usta i spojrzała z ironią na trumnę.
— Biedna babka — wyrzekła — namęczyła się też tak długo w tej pochwie — a teraz?
Zamyśliła się i po długiej chwili dodała:
— Gdyby też?...
Urwała, przeraziła się możliwego objawienia się duszy babki.
— Nie byłam dla niej zła — tłomaczyć się zaczęła przed sobą pospiesznie — owszem, bardzo ją kochałam, w ostatnich jednak czasach zaniedbałam ją trochę, lecz sama byłam chora, nie przeczuwałam tak blizkiej katastrofy, nie zrobiłam jej nic złego... Dlaczegożby ona miała przyjść mnie straszyć lub wyrządzić mi krzywdę...
Po pogrzebie, pozostawszy zupełnie sama