w mieszkaniu głuchem, coraz częściej zaglądała do pokoju babki. Ta blada i zdzieciniała kobieta zostawiła po sobie dziwnie wielką pustkę. Dopiero teraz Helena przekonała się, że babka trzymała dużo miejsca w jej życiu. Coraz więc częściej wsuwała się do tej klatki, pełnej „kasetek“, „albumów“ i dziwnej woni, złożonej z paczuli i stęchlizny, którą wydają z siebie suknie staruszek. Helena zawsze z pewnym rodzajem trwogi wchodziła do tego pokoju. Czekała na jakieś objawienie, na jakieś widmo, wyłaniające się z cienia. Lecz pokój był pusty i tylko karteluszki pana Strumbskiego żółciły się po kątach, na dywanie, na podłodze, na stoliku...
Pewnego dnia Helena postanowiła uporządkować te papiery, spalić niepotrzebne, oddzielić i schować to, co kiedykolwiek w jej życiu przydaćby się mogło.
I przed jej oczami, jak chińskie cienie, przesunął się cały szereg sylwetek dziwacznych, przez kilka dziesiątek lat zmieniających ciągle swój styl, swój sposób wyrażania się.
Pan Strumbski mówił innym językiem, niż pan Dicking, którego listy nosiły datę 1853 roku. Wszystkie te listy były pełne zapewnień afektów i przyjaźni, lecz zarazem dowodziły wielkiej czystości życia nieboszczki.
Helena odetchnęła.
Uczuła ulgę i spokój, widząc, że babka jej była rzeczywiście „uczciwą“ kobietą według światowego pojęcia. Owe zadowolenie było bezwiedne i wytłomaczyć sobie jego przyczyny nie mogła.
Postanowiła zachować owe „karteluszki“.
Związała je w dużą paczkę jedwabnem sznu-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/522
Ta strona została skorygowana.