Nagle rozległ się suchy trzask.
Wskutek pierwszych mrozów meble pękały.
Lecz Helena rzuciła książki, ekierki, ołówki, zabazgrane arkusze i uciekła jak szalona, wyobrażając sobie, iż legion duchów wypełnił nagle pokój zmarłej.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Powróciła jednak.
Powróciła, tak jak wracała do katakumb, do Siennickiego, do chloralu, do myśli o Bornie, do wszystkiego, co w jej życiu przez pewien czas stanowiło epokę.
Powróciła, lecz tym razem w dzień biały i w towarzystwie pokojówki, której kazała siedzieć przy oknie i cerować pończochy.
Powoli, zaczęła odcyfrowywać arkusze zabazgrane pismem dyktowanem przez stoliki, ekierki, spodeczki. Poznała charakter pisma pana Dickinga, na innych kartkach dostrzegła pismo samej babki.
Zaczęła czytać.
— „Jestem w złym humorze, nie mogę przebyć Atlantyku, ruszajcie spać“.
Inna kartka zakreślona była wierszami:
Pytacie mnie, czy po za śmiertelną zasłoną,
Gwiazdy naszego życia jeszcze jasno płoną,
Czy gasną?
I dalej, zamiast odpowiedzi, kilkanaście słów zupełnie niezrozumiałych. Widocznie duch wywołany nie chciał lub nie mógł dać jasnej odpowiedzi.
Na jednym arkuszu jakieś nieznane Helenie pismo pytało: