A jako odpowiedź, kilkanaście razy czerniało jedno i to samo słowo:
Lecz przeważnie owe „duchy“, zapytywane, odpowiadały banalnie, często żartując, unikając aluzyi co do ich sposobu istnienia. Nad jedną z nich wszakże zastanowiła się Helena. Była to widocznie odpowiedź na ustne pytanie babki Heleny.
— Tak, lecz nim jesień jej życia nadejdzie, będzie ona przyczyną śmierci człowieka...
Helena siedziała długą chwilę nieruchoma.
— Jaka „ona“?
Kto jest tą „nią“, dziwną i tajemniczą.
Czy nie jest to ona sama, Helena?
Gorączkowe rumieńce wystąpiły na jej policzki. Czyby to śmierć Siennickiego miała ciążyć na jej sumieniu?
Lecz nie, Siennicki powziął myśl samobójstwa sam, dobrowolnie i jej poddał tę myśl i omal w ten sposób nie doprowadził ją do tego szalonego kroku. Niepojętem szczęściem ocalała z tej fatalnej przepaści. Gdy później czytała dzienniki, rozpisujące się szeroko o tem „niezwykłem“ samobójstwie dziwaka, umierającego we fraku i na stosie kwiatów, drżała cała z trwogi, aby jej nazwisko nagle nie zostało wmięszane w tę kompromitującą aferę.
Lecz, pozostawiono ją w spokoju.
Autopsya nie wykazała wprawdzie żadnego zboczenia umysłowego, lecz niemniej zaopiniowano, iż Siennicki odebrał sobie życie w przystępie melancholii. Biedni reporterzy, gnieżdżący się w pokojach, oklejonych tanim papierem, rozpisywali się szeroko o przepychu, z jakim urządził Siennicki swoje śmiertelne gniazdo. Jeden z nich wspominał