— Jeśli masz pani takie o nich przekonanie, dlaczego obdarzasz ich swą przyjaźnią, dlaczego dajesz im fałszywe nadzieje?
— Ja? — zawołała Helena — ależ, panie Born, ja drwię z nich ciągle i szydzę w oczy. Jeżeli co masz mi pan do zarzucenia, to chyba nie brak szczerości. Wszak jestem nawet zanadto szczerą...
Born pokiwał głową.
— Pani nie jesteś szczerą... Pani udajesz szczerość — kłamiesz pani ciągle prawdę i szczypiesz się po prostu, aby wyrzucać ze swych ust słowa niby tchnące „szczerością“, a w które w gruncie rzeczy nie wierzysz.
Helena wstała z krzesła przeciągnęła się i, udając znudzoną, pochyliła w tył głowę.
— Może masz pan i racyę. Ja sama sobie nie wierzę i dobrze robię. Postępuję jednak otwarcie i bez obłudy... Nie mogę przecież udawać, iż wierzę w miłość „małp mojej żony“. Zresztą ci panowie w głębi swej duszy kpią ze mnie tak, jak ja z nich i schodząc ztąd będą robić czułe oczy do mej pokojówki zupełnie tak, jak je robili do mnie!... Trzeba być praktyczną, nie idealizować, nie przesadzać a wtedy ochronić się można od wielu zawodów i goryczy! A teraz dolej mi pan wina i wypijmy tu w kąciku nasze „kawalerskie“ zdrowie. Zgoda?
Born ujął za butelkę.
— Kawalerskie? — zatem moje!
— Och, i moje także! — zawołała, śmiejąc się, Helena — a raczej moje... panieńsko-wdowieńskie!
Born spojrzał na nią z zajęciem. Helena wzrok ten w locie schwyciła i szybko, jak paw ogon, tak roztoczyła swój wachlarz, po za którym ukryła twarz swą całą, jedynie tylko oczy przymknięte
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/53
Ta strona została skorygowana.