zdenerwowanym jak pani, nie szarpać bezmyślnie tej zasłony, po za którą są całe światy... Całe światy, całe miliony światów, które nas dzielą od ostatniego słowa zagadki!... Czy pani sądzisz, iż za pomocą spodka objawi ci się rzeczywiście wezwana przez ciebie dusza?
Helena uczuła się podrażnioną.
— Radziłabym panu nie wyjawiać naprzód swego zdania. Przedtem, zanim wpadłam w owo odrętwienie, które pan „katalepsyą“ nazywa, przemówił do mnie ktoś niedawno zmarły i to przemówił takiemi słowy, iż życie we mnie z przerażenia zastygło...
Doktor spojrzał na nią przenikliwie.
— A! — wyrzekł krótko — a!...
Zapanowała głucha cisza.
Żwan siedział nieruchomy, oparłszy brodę na dłoni lewej ręki.
Nie patrzył na Helenę, lecz w głąb, na ścianę obciągniętą szarością żaglowego płótna.
— Czy pani wierzysz w to, coś powiedziała przed chwilą? — zapytał nareszcie nizkim, trochę przyciszonym głosem.
— Wierzę! — odparła spiesznie Helena.
— Czy to nie myśl pani kierowała ramieniem w chwili wskazywania liter?
— Nie!... wywoływałam całą siłą ducha babki, otrzymałam zaś te słów kilka od... zupełnie innej osoby...
Twarz Żwana zmieniła się całkowicie.
Z obojętnej maski dobrze wychowanego człowieka, rysy jego pociągłe i trochę rysy Borna przypominające, ożywiły się jak pod promieniem słońca. Martwe i przygasłe stalowe źrenice zamigotały po za szkłem okularów.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/532
Ta strona została skorygowana.