Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/538

Ta strona została skorygowana.

— Ostrzegam panią jednak, że może trzeba będzie zdejmować fotografie...
— To się zdejmie fotografie! — odrzuciła niedbale Helena.
Szła ku drzwiom powoli, jakby losy ludzkości ciążyły na jej ramionach.
Żwan postępował za nią i drzwi szybko przed nią otworzył.
— Niech pani przejdzie przez salon, godzina konsultacyi dawno już minęła, niema już nikogo!
Helena zatrzymała się jednak na progu.
Na środku salonu stał średniego wieku człowiek, prawie łysy, z trochą włosów rozrzuconych dokoła uszów. Na piersi spadała mu dawno nieczesana broda. Surdut miał zbyt krótki, stan bowiem zaczynał się pod pachami. Spodnie za to spadały na pięty. Buty, zbyt duże, wypchane były widocznie w końcach palców papierem, lub gałganami, gdyż tworzyły dwie kule. Mężczyzna ten stał nieruchomy, trzymając w jednej ręce jaśka w białej powłoczce, w drugiej zaś czarną drewnianą głowę Buddhy.
Żwan, ujrzawszy nowoprzybyłego, wyciągnął ku niemu ręce.
— Jak się masz, zkąd przychodzisz?...
Mężczyzna zaczął się jąkać, wreszcie odparł suchym, urywanym głosem:
— Właściwie... idę od Bornów... wyprowadzam się od nich... bo dzieciak piszczy po nocach... spać nie daje... Za dwa tygodnie jadę w świat... daleko... szukać prawdy... niewarto wynajmować mieszkania... wprowadzam się do ciebie... przyniosłem mój jasiek i dzieło o teozofii... o!
Położył na fotelu jasiek w brudnej białej po-