Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/539

Ta strona została skorygowana.

szewce a na stole obdartą grubą książkę. Helena ciekawie spojrzała na tytuł.
Z trudnością przeczytała słowa:
„Les grands initiès“.
Z książki, wzrok swój przeniosła na stojącego przed nią mężczyznę.
Był blady i zdawał się błądzić wzrokiem w przestworzach.
Zwróciła się ku drzwiom, lecz Żwan zatrzymał ją kilkoma słowy:
— Niech pani od dziś zaprzestanie swych doświadczeń spirytystycznych... Potrzeba, ażeby się pani (szukał przez chwilę odpowiedniego słowa) trenowała w tym kierunku, ale nie sama i nie w błędny sposób szukając ścieżek.
Helena tak już była przejęta ważnością tajemnicy, iż za całą odpowiedź wskazała oczami na stojącego na środku salonu mężczyznę.
Żwan zrozumiał jej myśl i uspokoił jej skrupuły.
— To mój przyjaciel; przed nim nie mam tajemnic. Przeciwnie, rad jestem z jego obecności. Powrócił niedawno z dalekiej podróży. Prorok z niego większy niż ja, jakkolwiek nadają mi to miano. On właśnie planuje w sferze duchów, ja zaś rad jestem jeszcze zająć się naszą nieszczęsną a tak obecnie wzgardzoną materyą i odkryć może całe światy po za „widomem“ i „namacalnem“, które się nam zdają być już krańcem wszystkiego...
Mężczyzna trzymający jaśka zaczął się jąkać przez chwilę i nagle basowym, nizkim głosem wyrzucił z siebie potok słów:
— Głupi jesteś, Żwan, głupi jesteś... Jakże domacasz się prawdy w tym świecie niewidzialnym, jeżeli nie zechcesz iść tą drogą, jaką utorowała ci