Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

z tego półkola puszystego błyszczały z pod długich rzęs lekko upudrowanych
— A bon entendeur... salut! — zawołała powiewając wachlarzem, z którego płynęły ku Bornowi fale heliotropu i lekko, szybko odwróciła się, wślizgując się w tłum gości, który z hałasem z krzeseł wstawał i powoli ku drzwiom salonu zmierzał.
W pół drogi zatrzymała się, ciągnąc ku sobie Fajfra, który w tej chwili wesoło rozmawiał z panienką w liliowej sukni. Równocześnie wprawnem okiem rzucała na stół, licząc ilość butelek. Dygając naokoło z zamglonemi oczami, babcia Bednawska starała się ściągnąć do kieszeni jeszcze kilka cukierków, aby je zjeść w łóżku. Żabusia, ująwszy pod rękę męża, szła ku drzwiom salonu, powtarzając rozmarzonym głosem:
Raku! — Żabusia się upiła!...
Świeżawski prowadził pod rękę panienkę w czarnej sukni, która śmiała się pokazując rząd zębów białych, jak perły.
Przechodząc koło Heleny, zatrzymała się i wyrzekła gardłowym głosem.
— Ostrzegam cię, że twój mąż jest we mnie zakochany!...
Helena wzruszyła ramionami.
— Szczęść Boże młodej i dobranej parze! — odparła z ironią.
Gdy ostatni z zaproszonych zniknął wreszcie w salonie i mężczyźni weszli do sypialni i gabinetu, paląc papierosy, Helena zamknęła drzwi jadalni i szybko, zręcznie, sama wraz z pokojową sprzątać zaczęła. Wstawiała do bufetu owoce i cukierki, lecz srebro zrzucała na tacę, nie licząc, jakby czując pewną odrazę w dotknięciu się zimnego metalu. Pokojowa, tęga, młoda dziewczyna