nych magów, stojącą przed statuą Izydy, która wyciągała ku niej mistyczną złotą różę zdjętą ze swej metalowej piersi.
A gdy wreszcie znalazła tę wizyę Hermesa, tęczę siedmiu sfer, po przez które leci pierwiastek naszej istoty i, nabierając na siebie coraz więcej materyi, na ziemię ciężką bryłą cielesną opada, zdawało się jej, że wchodzi nagle w jakąś zaczarowaną krainę pełną blasku i jasności. Zdawało się jej, że widzi ową drabinę Jakóba, po której zstępują i wstępują aniołowie. Zdawało się jej również, iż pojmuje teraz ową tajemniczą władzę księżyca, tę tęsknotę, to rwanie się ku górze całej jej istoty w chwili pełni, to zatracanie na sekundę świadomości, czem jest i gdzie się znajduje tak jakby jakby jakaś jej część oderwała się od niej, odbiegła, zabrała jej umysł, pamięć i dopiero siłą jej ciała ściągnięta ku niej została. Wyobraźnia szybowała znów w błękitne księżycowe sfery i ztamtąd wzlatywała w biały krąg Merkurego i w błyszczące koło Wenery.
Doktor Samana kilkoma urywanemi zdaniami natrącił, iż on jest pewnym powrotu ku górze, gdyż zdołał oderwać się od trosk materyalnych i osiągnąć chwilami spokój Nirwany. Helena zaczęła badać się i znalazła, że trudno jej będzie równie wyrzec się wszystkiego co wiąże ją z doczesnem istnieniem. Nie mogła wszakże przeprowadzać się z jaśkiem pod pachą i nosić wykrzywione buty, jak ów Samana!...
Lecz owo zaniedbanie wielu rzeczy zewnętrznych, które najzupełniej bezwiednie oddawna na nią przyszło, postanowiła posunąć do możliwych granic. Nie czyściła sukni i nie przyszyła obdartej
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/547
Ta strona została skorygowana.