Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/548

Ta strona została skorygowana.

listwy. Kwiaty więdły w żardinierkach i firanki były coraz czarniejsze od kurzu.
Ona z uśmiechem ironii przyjęła zapytanie Magdaleny, czy nie należałoby oddać owych firanek do praczki.
— Moja Magdaleno — wyrzekła, wzruszając ramionami — co kogo obchodzić może białość albo czarność firanek?...
Uczepiła się, jak zawsze, rzeczy powierzchownych i te jej wystarczały.
Z niesmakiem najwyższym po wizyi Hermesa przeczytała felieton „Paryasów“ Borna.
Właśnie w tym felietonie Born starał się dowieść, że kobieta, zarabiając szyciem krawatów czterdzieści groszy dziennie, nie jest w stanie z tej sumy utrzymać siebie i dwoje dzieci, które jej mąż, pijak nałogowy, w spadku pozostawił. Z tych czterdziestu groszy dziennie nie można było nawet marzyć o jedzeniu mięsa dwa razy tygodniowo.
— Jak ten Born utonął w materyi — pomyślała Helena — mająca pełne oczy firmamentów i złotej róży Izydy.
Przytem Born starał się dowieść, iż owa zapłata czterdziestu groszy za uszycie tuzina krawatów była niecnym wyzyskiem fabrykanta en gros i że potworna nadwartość, jaką ten pan wkładał do kieszeni, była zdobyta pracą i głodem pracownicy.
Helena nie doczytała nawet do końca felietonu. Owe „nadwartości“ nie miały dla niej żadnego znaczenia. Były to sprawy — według niej — handlowe. Co to obchodzić mogło przeciętną jak ona czytelniczkę? Po objawieniu Hermesa, wpaść w prozę fabryki krawatów i kobiety, która mięsa nie jada —