Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/555

Ta strona została skorygowana.

Spojrzała na okładkę i na żółto czerwonem tle ujrzała znak zagadkowy:

Miała ochotę prosić Samany o wytłomaczenie tego znaku. Wstyd nieświadomości źródła tych rzeczy, które od dni kilku otaczały ją, powstrzymał słowa na jej ustach.
Siedziała milcząc, trzymając w rękach książeczkę, którą miała gwałtowną chęć pochłonąć, tak ją ogarniał teraz ten prąd mistyczny, pełen tajemnic wspaniałych i złotem braminów lśniący.
Porozrzucane na stole talerze, na których zieleniały listki sałaty i żółciła się fasola, drażniły niemile jej oko. Powstała od stołu i podeszła ku oknu. Przycisnęła czoło do zimnej szyby, pokrytej szkarłatną i szafirową barwą. Kolorowe te plamy odcinały ją od świata i tworzyły przed jej oczyma, jednostajność purpury.
Chwilę stała tak pogrążona w kontemplacyi siebie samej, zanurzającej się teraz w jakiejś ciepłej kąpieli, która odrywała jej stopy od ziemi, wreszcie, nie odwracając głowy, spytała:
— W jaki sposób i kiedy zostałeś pan buddhystą?...
Milczenie.
Samana siedział pogrążony w zadumie i kręcił gałki z chleba.
Być może, iż odpowiadać nie chciał.