Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

— Oddaj pan, nie lubię, skoro się do tego co mnie otacza, dotyka mężczyzna.
Przez grube wargi Majeskiego przesunął się uśmiech ironii.
— Odkąd-że to? — zapytał.
Helena wzruszyła ramionami.
— Jesteś pan impertynentem! — wyrzekła — jeżeli nie chcę, ażebyś chłodził się mym wachlarzem, to jedynie dlatego, iż niewprawne palce pańskie mogą go uszkodzić... Pan wie, że jestem praktyczną!
— Wiem o tem! — odparł Majeski — i dlatego kocham się w pani! Jesteś pani jedną z najinteligentniejszych kobiet, jakie spotkałem...
— Och! moja inteligencya jest bardzo ograniczoną, dozwala mi jednak ona dostrzedz obłudę tam, gdzie są pozory szczerości. Dlatego mnie nikt nie zwiedzie! O nie!...
— Słusznie pani mówi. Ja naprzykład nie próbowałbym pani nigdy oszukać. Jestem równie szczery jak pani. Mówię otwarcie, że cię kocham i powtórzę to tyle razy, ile tego będzie potrzeba.
— To znaczy nigdy, gdyż ja mogę się obejść najzupełniej bez tego wyznania... Widzi pan, że jestem szczerą.
— Lecz ja nie mogę się obejść bez widoku pani — czy będzie pani jutro w Saskim ogrodzie?
— Nie wiem!
— Chciałbym z panią pomówić... czekać będę o 11-ej, przy owocarni.
Helena potrząsnęła głową.
— Nie, nie! Czekaj mnie pan o dwunastej koło wodotrysku... Ale, co mi pan masz do powiedzenia, czy znów owo nieśmiertelne „kocham panią?“